czwartek, 30 stycznia 2014

Nowe umiejętności, zdobyte doświadczenie...

Wczorajszy dzień był niesamowity... głównie względem mojego pobytu w stadninie...

To była moja trzecia lekcja w TKKF Przyjaciel Konika... a według mnie liczba "3" jest szczęśliwa... i taka właśnie była...

***

Dzikie, długie galopy w terenie były chyba największą atrakcją... nie obchodziły mnie inne konie... liczyliśmy się tylko my... ja i Zodiak... słyszałam tylko bicie naszych serc i tętent jego kopyt w zaspach śniegu... czułam się wolna... wolna niczym nieokiełznany mustang cwałujący po równinach... niczym orzeł szybujący nad naszymi głowami po błękitnym niebie... 
Gałęzie obijały się po twarzach... biały puch spadał prosto na nas z gałęzi drzew... lecz nic nas nie mogło powstrzymać... 
Przemierzaliśmy doliny rzek... najrozmaitsze wzniesienia... wydeptane wcześniej drogi... 
Podczas zabójczego pędu nie mogłam uwierzyć, że to tylko okolice ośrodka... miałam wrażenie, że jesteśmy już daleko... na prawdę kręciliśmy się w kółko, lecz temu uczuciu i tak nic nie dorówna...

***

Niestety później nadszedł czas powrotu na ujeżdżalnię... jednak nie był to koniec przygód...
Dla koni była to pierwsza jazda od weekendu... musiały się wyszaleć...

***

Robiliśmy różne rzeczy: serpentyny, wolty, koła, jazdy po przekątnych itd., ale najbardziej utkwiły mi w pamięci skoki... cały tor przeszkód... 
Na Zodiaku to żaden problem... nie jestem pewna czy można nazwać go zawodowym skoczkiem, ale dla mnie jest i zawsze będzie mistrzem... kocham go ponad życie...

***

Dodam na końcu, że wszystkie te cudowne, a jednocześnie wyjątkowe na swój własny sposób chwile zostaną na zawsze w moim sercu, jako niezapomniana pierwsza jazda na kantarze...

Ale dlaczego na kantarze? 
Odpowiedź jest bardzo prosta... 

Niestety w sobotni poranek Zodiak rozciął sobie wargę... na początku podejrzewano o to szczura, lecz rana była bardzo symetryczna... do tej pory nie wiemy co tak dokładnie stało się w boksie lub na padoku, lecz najważniejsze jest to, że mój ukochany wałach wraca szybko do zdrowia...

***

Z jednej strony jestem smutna, że Zodiak musiał cierpieć z siedmioma szwami, lecz są też dobre tego strony... to była jedyna okazja na jazdę na kantarze... na co dzień nikt na to nie pozwala... a że akurat to Zodi rozciął wargę było szczęśliwym zbiegiem okoliczności... nigdy nie cieszyłabym się aż tak bardzo z jazdy na kantarze na innym koniu...


//Zodiakowa


2 komentarze:

  1. Jak z bajki ten pierwszy fragment.. ^^ Niezłe przeżycie... Jazda na kantarze, to musi być coś wspaniałego c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie taka jest... na koniu mknącym jak błyskawica to prawdziwa bajka... która wydarzyła się naprawdę...

      //Zodiakowa

      Usuń